Piątek, 13 lutego 2009

3D czy nie 3D?

Na lotnisku w Atlancie, w drodze do Dublina. Myślałem, że odpowiem na kilka pytań, ale spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że mam czas tylko na jedno. A więc…

Cześć, Neil, co słychać? Mam nadzieję, że wszystko w porządku.

Nie wiem, czy często jesteś o to pytany, ale chciałbym wiedzieć, co myślisz na taki temat.

Koralina wchodzi na ekrany kin w Bazylii dzisiaj i mam taki problem: na razie nie ma technologii pozwalającej umieścić napisy w filmie w 3D. Nie przepadam z filmami z dubbingiem, bo uważam, że traci się w ten sposób niuanse gry aktorów itd. Ale w tym przypadku, strasznie bym chciał zobaczyć film w 3D…

A więc, co byś Ty zrobił na moim miejscu???

Bardzo Ci dziękuję za wszystkie Twoje opowieści,

Marcel

Łatwe pytanie. Zobacz Koralinę w 3D.

Zawsze możesz obejrzeć ją w 2D. DVD wyjdzie w tym roku i zostanie na zawsze. Wtedy będziesz mógł docenić grę obsady amerykańskiej. A teraz masz być może jedyną szansę na obejrzenie Koraliny w 3D.

(To samo dotyczy USA. Nie odkładajcie pójścia do kina na wersję 3D: za około tydzień musimy oddać ekrany Jonas Bros 3D.)

Reklama

Piątek, 13 lutego 2009

W drodze

http://1.bp.blogspot.com/_6L1zPW0YW7k/SZXOzL_F2oI/AAAAAAAANb4/i-rkVGUiz4M/s1600-h/1.jpg

Na lotnisku w Minneapolis. W drodze na lotnisko w Atlancie, gdzie mam przesiadkę do Dublina.

Mój pies zapamiętał już znaki zapowiadających mój wyjazd — torba zniesiona z góry, pokój w kuchni zawalony rzeczami do zabrania (kurtka, pióra, atrament, paszport) — i wcale mu się one nie podobają. Zmartwiony, z uszami położonymi po sobie trzyma się mnie, próbując zrekompensować sobie to, co nieuniknione…

Z plusów — za tydzień będzie można go spuszczać ze smyczy, i będzie mógł biegać po schodach, i szaleć, i robić wszystko, co według niego powinien móc robić już teraz. Więc kiedy wrócę, będzie znacznie szczęśliwszym psem.

Jako uzupełnienie poprzedniego postu: mam niesamowitą agentkę, która troszczy się o mnie, i której zadaniem jest dbanie o to, bym a) miał pieniądze z pisania i b) nie wpakował się w sytuację, w której sprzedaję te same prawa dwóm różnym grupom ludzi. Więc jej obawa, że urządzenie czytające książki na głos narusza prawa wydawców tych samych książek, ale w formie audiobooków jest naturalna i rozsądna.

A potem dostałem to,

Cieszę się, że popiera Pan rozwiązania zastosowane w Kindle. Jako osoba od kilku lata niemal całkowicie sparaliżowana w wyniku urazu kręgosłupa, cieszę się z niezależności, którą dają mi najnowsze osiągnięcia techniki, umożliwiające mi napisanie tego maila z wykorzystaniem wyłącznie mojego komputera, odpowiedniego oprogramowania i mikrofonu. Niestety, takie rozwiązanie jest wciąż jeszcze nowinką, niezgrabną i niedoskonałą. (Prawdopodobnie więcej czasu będzie trwało „napisanie” tego krótkiego maila niż zajęło mojemu przyjacielowi przeczytanie mi pierwszego rozdziału Koraliny!) (Proszę nie pytać ile trwało zanim napisałem wyraz Koralina!) Nie ma zbyt wielkich pieniędzy do zarobienia na rynku dla w połowie i całkowicie sparaliżowanych, więc musimy korzystać z rozwoju technologii, żeby mógł on dalej postępować. Uważam, że spowalnianie go z powodu kwestii finansowych byłoby głupie i żałosne. Dzięki za wspieranie techniki i mam nadzieję, że spotkamy się na Comic-Conie.

Brook McCall

odpowiedź mojej agentki brzmiała:

Cóż. No dobra. Tak. (odgłos, jaki wydaje agentka bez argumentów)

Bo jest mądra.

oj. samolot zaraz odlatuje. Wesołego piątku trzynastego. Uważajcie na przyczajoną grozę, skradającą… aaa…

Środa, 11 lutego 2009

Krótkie podsumowanie sporu

Miałem właśnie długi spór/dyskusję z moją agentką na temat głosowej interpretacji tekstu dostępnej dzięki Amazon Kindle. Podsumuję wszystko poniżej.

Jej punkt widzenia: Kindle czytający na głos świeżo kupioną przez Ciebie książkę narusza różne prawa, a może i copyright, do książki audio. Sprzedaliśmy prawa do audiobooka i prawa do książki drukowanej osobno. Musimy położyć temu kres.

Mój punkt widzenia: Kupując książkę kupuje się też prawa do czytania jej na głos, czytania jej dla Ciebie przez kogoś innego, do czytania jej dzieciom podczas długich podróży samochodem, nagrywania samego siebie czytającego ją i wysyłania takich nagrań swojej sympatii itp. To to samo, jedynie bez umiejętności właściwego operowania głosem, i nikt nie pomyli Kindle’a z audiobookiem. Mówiłem też, że pisarze chcący wydawać pieniądze na prowadzenie kompletnie bezsensownej batalii prawnej zrobiliby dużo lepiej wydając je na reklamowanie i promowanie tego, czym książki głosowe , i dlaczego są takie fajne.

No to macie.
Co wieszam tutaj, żeby oszczędzić Wam pytania mnie co o tym sądzę.
Właśnie byłem na Beehives. Kelli-hive trzyma się swietnie, Kelli-hive żyje, ale nie wiem, czy przetrwa zimę.
W porannej poczcie dostałem parę trampków Koralina. Batman 686 już w sklepach, i radzę się pospieszyć jeśli go chcecie, a Andy Kubert w tym momencie rysuje jak szalony, próbując wydać Detective Comics 853, przy zachowaniu wysokiego standardu. I nie, nie powiem Wam co się stanie potem.
No dobra. Zdopracypowrotem=ja.

Wtorek, 10 lutego 2009

tytułem wstępu…


Kilka dni temu na stronie domowej CBC (nadawca kanadyjski) pojawiło się ogłoszenie, że są u nich wywiady i recenzje Koraliny Tima Burtona. Zobaczyłem to prawie równocześnie z przeczytaniem fragmentu drukowanej edycji Chicago Tribune, w którym również poinformowano o recenzjach Koraliny Tima Burtona. No i ciśnienie mi zaczęło rosnąć.

Nerwy, co powinienem podkreślić, nie były z mojego powodu, tylko w imieniu Henry’ego Selicka, który wyreżyserował Miasteczko Halloween, pracując nad tą historią ze scenarzystką Caroline Thompson (jeszcze jedną z osób, które są pomijane) i autorem piosenek Dannym Elfmanem, by zmienić zarysy postaci autorstwa Tima Burtona i jego wiersz w scenariusz, potem spędził lata w magazynie w San Francisco nadzorując ludzi poruszających laleczkami po jednej klatce na raz, podczas gdy Tim był zupełnie gdzie indziej, robiąc dobre filmy; a następnie, parę tygodni przed debiutem filmu, zmieniono mu tytuł na Tim Burton’s The Nightmare Before Christmas. Co zwykle oznacza, że ludzie zakładają, że to Tim zrobił ten film, a jeśli zauważą udział Henry’ego w reżyserowaniu go, przyjmują, że miał jakieś pomniejsze zadanie. (Nic z tego, był reżyserem. Rozwinął wiersz Tima i jego szkice postaci w film. Tim był producentem.)

Irytowało mnie kiedy ludzie zaczęli pytać czemu reklamy filmu mówiły „Od reżysera Miasteczka Halloween„, i czy nie była to jakaś cwana próba wmówienia ludziom, że chodzi o Tima Burtona. A ja wzdychałem i mówiłem „nie, to była cwana próba wmówienia ludziom, że chodzi o człowieka, który wyreżyserował Miasteczko Halloween. (A biorąc pod uwagę, że moi rozmówcy nawiązywali do zajawek, w których padało nazwisko Henry’ego, moja cierpliwość była mocno ograniczona.)

Więc nie mogę powiedzieć, żebym był pod wrażeniem strony CBC albo Chicago Tribune, a tu jeszcze ktoś wysyła mi link do gazety internetowej, w której pierwszy akapit recenzji opowiada o przebiegu kariery Tima Burtona, a następne — bardzo mętnie — o tym, czemu Koralina jest filmem Burtona, a ja wysłałem coś o tym do Twittera. I potem oglądałem zdziwiony, jak strona z komentarzami tego nieszczęśnika puchnie od wiadomości z twitterversum, uświadamiając sobie jednocześnie, że taka potęga może być używana jedynie do czynienia dobra.

(Jest znacznie więcej osób czytających ten blog niż śledzących, co piszę na Twitterze na http://twitter.com/neilhimself. Mimo to, uruchomienie 22000 ludzi na raz to jest coś niezwykłego.) (Ale to w sumie nic dla Stephena Fry’a. Albowiem on jest bogiem-imperatorem Twittera. I on też wysłał mi wiadomość, że bardzo mu się podobał Koralina.)

Niektórzy pomyśleli, że marudzę, bo nie spływają na mnie pochwały za Koralinę. Nie jestem taki — i uwierzcie, że dostrzega się mnie w większym stopniu niż prawie każdego innego autora książki-materiału wyjściowego dla filmu. Marudziłem w imieniu Henry’ego.

A ten wstęp posłużył mi głównie do ukazania kontekstu świetnego komiksu Randy’ego Milhollanda na  http://www.somethingpositive.net/sp02092009.shtml.
Mnóstwo maili z rzeczami takimi jak
Cześć Neil,

Chciałabym tylko spytać, czy widziałeś to:

http://www.somethingpositive.net/sp02092009.shtml

Czy wciąż czasem panikujesz na myśl, że jesteś takim… obiektem publicznym? To chyba musi być jak ci Wielcy Aktorzy Szekspirowscy w Hollywood, gdzie robi się figurki z Gwiezdnych Wojen, Star Treka, czy X-Menów z ich twarzami… A może to Ci schlebia?

Fay

Jeśli Bill Hader kiedykolwiek skarykaturuje mnie w Saturday Night Live tak jak to zrobił w Nowym Jorku na Comic Conie — będę się martwił, że zostanę obiektem publicznym. Rzeczy takie jak komiks Randy’ego, czy wzmianka o mnie w Dog Eat Doug to raczej coś jak uśmiech od członka własnego klanu.
Drogi Neilu,
Nazywam się Gabriel Miranda. Uwielbiam Twoje prace i nie mogę się doczekać na
Whatever Happened To The Caped Crusader?, którego kupię w środę. Widziałem Koralinę pierwszego dnia wyświetlania i strasznie mi się spodobała, pomimo niewielkich różnic między książką a filmem. Mam 18 lat i sam trochę piszę. Jesteś dla mnie jednym z największych inspiracji i mam nadzieję, że pewnego dnia osiągnę sukces podobny do Twojego. Zastamawiałem się, czy nie mógłbyś mi wysłać rekwizytu z Koraliny. Wiem, że to pewnie brzmi naprawdę słabo, ale bardzo chaiałbym mieć cząstkę tego filmu do końca życia. Gdybyś mógł mi coś przysłać, albo poprosić o to Laikę, byłbym bardzo wdzięczny i zaszczycony. Dziękuję za poświęcony czas, Neil, i życzę Ci wszystkiego co najlepsze. Odezwij się niedługo, proszę.

Pozdrawiam gorąco,
Gabriel Miranda

Przykro mi, moi drodzy. Nie załatwię Wam rekwizytów z filmu, ani pudełek Koraliny, ani, cóż, nic innego. Mam tylko laleczkę Koralinę, i mam ją tylko dla siebie. Właśnie odbywa się aukcja na eBayu, wspierająca Fundację Starlight — możecie wszystko obejrzeć na http://toysrevil.blogspot.com/2009/02/coraline-movie-ebay-auctions-to-benefit.html i przejść do właściwej aukcji w sklepie Fundacji Starlight na eBayu.
Właśnie natrafiłem na to niesamowite wideo z Amandą Palmer śpiewającą „Creep” Radiohead na tylnym siedzeniu londyńskiej taksówki. Ze złamaną kostką. Pomyślałem, że Tobie i Twoim fanom mogłoby się to spodobać.

http://www.blackcabsessions.com/sessions.php?id=1225319732&sort=chronological

Czarujące. A kiedy ja będę miał trochę czasu, zmarnuję jego część na obejrzenie pozostałych filmów z Czarnej Taksówki. Co mi przypomina o

Drogi Neilu,
Moi znajomi i ja chcemy przyjechać do Dublina na seans Koraliny albo Twoją sesję autografową w przyszłym tygodniu. Czy mógłbyś nam ułatwić decyzję?! Będziesz podpisywał po filmie?Dzięki,

Rebecca i Sp.

Nie będzie autografów po seansie Koraliny na Festiwalu Filmowym w Dublinie, chociaż będzie konferencja. Za to autografy będę rozdawał do oporu na śpiewającym podpisywaniu w Chapters 17 lutego. (Będę podpisywał. Nie śpiewał.)
Lubię twitterowanie, prawdopodobnie nawet za bardzo, ale trudno w ten sposób przekazać niuanse. Chciałem powiadomić ludzi, że mają jeszcze 2 tygodnie na obejrzenie Koraliny w 3D, zanim ją zmiotą z ekranów Jonas Bros 3D (wiedzieliście o tym? Jeśli chcecie obejrzeć ją pierwszy albo kolejny raz w 3D, lepiej zróbcie to szybko), a ludzie zrozumieli, że promuję Jonas Bros. Chciałem ostrzec, że egzemplarze Batmana 686 mogą zniknąć szybko, i że lepiej poprosić w sklepie o odłożenie jednego dla siebie, a ludzie pomyśleli, że przesadzam (nie, tylko chciałem ustrzec się przed pytaniami, czemu nie mówiłem, że Batman wychodzi, i że może się szybko sprzedać). (Wychodzi dzisiaj. [Edycja: To znaczy — jutro. Myślałem, że dziś jest środa.] Może szybko zniknąć. Zostaliście ostrzeżeni.)
I coś na koniec —
Mała rada dla czytelników: Wklepanie w Google „Koralina” i kodu pocztowego (przyp. tłum. Chodzi o USA) pokazuje tylko kina z wersją 2D. Musicie szukać konkretnie „Koralina 3D” i kod żeby ją znaleźć. Pojechałem kawał drogi, żeby obejrzeć wersję, którą uważałem za jedyną dostępną w moim mieście zanim na to wpadłem. Mam nadzieję, że dziś zobaczę film w 3D.

Jest cudnie,
Donovan

I nie ma co gadać, ma rację.

Poniedziałek, 9 lutego 2009

Ładowanie akumulatorów…

Wczorajszy dzień był kolejnym spędzonym na wypoczywaniu i czuciu się trochę jak telefon albo iPod bliski wyczerpania baterii, a teraz potrzebuje chwili ładowania zanim znów zacznie działać. Mnóstwo e-maili, kilka wywiadów (ryzykuję przewywiadowieniem. Po Dublinie chyba zrobię sobie krótką przerwę w ich udzielaniu. Albo i długą), telefon w sprawie układanie programu WorldConu, takie tam. Żadnej konkretnej pracy. Za dużo siedzenia w internecie.

Dzisiaj miałem trzy wywiady (2 dla mediów brazylijskich, jeden dla francuskich) i zaczynam czuć się znów jak człowiek.

Księga cmentarna właśnie została nominowana do dwóch nagród Audie (to te przyznawane za audiobooki). Jedna nominacja za najlepszą książkę dla dzieci w wieku od 8 do 12 lat. Jedna za najlepszą w kategorii thriller/suspens. Co jest miłe, i przywodzi mi na myśl ten ciekawy (cóż, przynajmniej dla mnie) artykuł o tym, jak można sklasyfikować Księgę cmentarną: http://www.schoollibraryjournal.com/article/CA6635766.html?desc=topstory.

Z bibliotek publicznych w całym kraju napływają informacje, że wszystkie ich kopie zostały wypożyczone, przy czym, w niektórych przypadkach, zamówienia liczą się w setkach egzemplarzy.

Chociaż dzieciaki nie mają tego problemu, wśród bibliotekarzy nie ma zgody co do zasadniczej kwestii: Jak sklasyfikować tę książkę — jako literaturę dziecięcą czy młodzieżową?

The New York Public Library, Chicago Public Library i Boston Public Library trzymają ją w sekcji dziecięcej. Natomiast Seattle Public Library, Phoenix Public Library, Houston Public Library, i Los Angeles Public Library skatalogowały powieść w sekcji dla starszych nastolatków.

[…] Mimo tego, że najpoważniejsi recenzenci — w tym School Library Journal (przyp. tłumacza: pismo z recenzjami kulturalnymi) — polecają książkę dla młodszych nastolatków, to (jak mówi Cass Mabbott, z Centrum Dziecięcego w Bibliotece Publicznej Seattle) biblioteki trzymają się własnych zasad kiedy w grę wchodzą tak drażliwe kwestie jak śmierć, lub kiedy książka może wywoływać strach.

Jakby co, to mi jest wszystko jedno, na jakiej półce leży moja powieść, póki czytelnicy, niezależnie od wieku, chcący ją przeczytać nie mają kłopotu z dotarciem do niej. I, podobnie jak komentatorzy z SLJ (np Roger z Horn Book) i inni — nie sądzę, żeby był sens kruszyć kopie. W Wielkiej Brytanii powieść jest zarówno na półkach z literaturą dla dorosłych jak i dla dzieci, w różnych wydaniach w bibliotekach i księgarniach. Właśnie dostała nominację do Audie w kategorii dziecięcej i dorosłej. Jest OK.

Koralina poradziła sobie znacznie lepiej, niż na to wyglądało. Jak wyjaśnia E!,

Tak, Koralina zadebiutowała na 3 miejscu, ale dla dumnych rodziców w Focus Features będzie to już na zawsze rekordowy w historii kina debiut filmu w technice poklatkowej w szerokiej dystrybucji — jeśli patrzeć na średnią w przeliczeniu na kino, nie na całościowy przychód. No to macie.

Jeśli chodzi o ścisłość, to Uciekające kurczaki zarobiły więcej w pierwszy weekend niż Koralina, ale mogły się pochwalić nieco niższą średnią na jedno kino. Trzeba też zauważyć, że Gnijąca panna młoda miała tę średnią wyższą, ale z kolei trafiła do szerokiego rozpowszechniania dopiero w drugi weekend.

A Indiewire dopowiada:

Wyświetlana na 2298 ekranach, poklatkowa animacja w 3d Koralina zebrała niesamowitą sumę 16334613$, praktycznie dublując oczekiwania filmowców i prześcigając inny familijny debiut Różową Panterę 2. Bardzo dobrze przyjęty przez krytykę film, miał trzecie otwarcie w historii jeśli chodzi o animację tego typu (za Gnijącą panną młodą i Uciekającymi kurczakami, choć mniejsza liczba kin wyświetlających Koralinę daje jej właściwie lepszą średnią niż tamtym dwóm filmom) i jest drugim z najbardziej dochodowych debiutów w szerokiej dystrybucji dla Focus Films, za Tajne przez poufne.

Prawie 60% z przychodów Koraliny dały seanse w RealD 3D. -Jesteśmy dumni z doskonałego weekendu otwierającego dla Focusa z Koraliną – powiedział Michael Lewis, przewodniczący i dyrektor generalny RealD. -Skoro 3D ma 3 razy lepsze wyniki sprzedaży biletów niż 2D, jeszcze raz potwierdza się, że widownia docenia oglądanie fantastycznych światów ożywionych w sposób możliwy jedynie w 3D.

Wstępne dane sugerowały, że będziemy na 5 albo 6 miejscu, z połową tych przychodów jakie ostatecznie osiągnęliśmy. Więc film poradził sobie wspaniale, a ja cieszyłem się złośliwie kiedy pobił Różową Panterę 2, film nakręcony zupełnie niepotrzebnie, i nie mam nic przeciwko temu, że przegonił nas Kobiety pragną bardziej, bo bardzo lubię załogę Flower Films.

(Inny Pan Tost. Żeby Was rozśmieszyć. Z wyjątkiem Koumpounophobes.)

Parę osób napisało do mnie, pytając o różnice między książką a filmem. Nie będę się nad tym rozwodził, żeby nie ryzykować zdradzania fabuły, powiem tylko, że Henry zmienił coś, co dzieje się pod koniec, i niektórym się to nie podoba, a niektórym tak.

Dla tych, którzy film znają: dwa różne podejścia do zmian na linii powieść-film, jedno od Joshui Starra na Tor.com, drugie od Gary’ego Westfahla na Locus.com. Nie klikajcie na linki jeśli nie znacie filmu albo książki Koraliny albo jeśli wolicie uniknąć spoilerów. (Ciekawostka — zafascynowała mnie minirecenzja pod tą recenzją, w której pewien 7 latek celnie coś zauważył, nawet jeśli przemowy, którą przegapił Gary tam nie było.)

Dla tych, którzy chcą wiedzieć jaki miałem wpływ na końcówkę filmu, odpowiedź brzmi: pewien miałem, ale nie za duży. Koniec filmu był w pewnym sensie płynny — zmienił się bardzo znacznie pomiędzy pierwszym przeczytanym przeze mnie szkicem, wersjami rozrysowanymi na storyboardach, a wersją ostateczną. Zaczęli kręcić początek nie mając do końca sprecyzowanego końca. (Nie byli nawet pewni końcowego kształtu Innej Matki.)

Jak mi z tym?

Całkiem nieźle. Sądzę, że To, co Henry z ekipą zrobili było genialne, a wzięli coś, co nie było filmem i zrobili z tego film, który okazał się dobry, i już mówi się o nim jako kandydacie do Oskara. (Tutaj Henry opowiada o tym w Onion AV Club: http://www.avclub.com/articles/henry-selick,23298/2/.) Nie ja zrobiłem ten film tylko oni, i jestem z nich dumny.

Z mojej strony, wciąż lubię wyszukiwać ludzi, którym ufam, których praca interesuje i ekscytuje mnie i pozwalać im ją wykonywać. Henry zaadaptował Koralinę zmieniając kilka rzeczy. Większość zmian bardzo mi się podoba, choć cieszę się, że w powieści opowiedziałem to na swój sposób. Ci, którzy lubią adaptacje najwierniejsze z możliwych mogliby zwrócić uwagę na nadchodzącą wersję musicalową Koraliny, ze scenariuszem autorstwa Davida Greenspana.

Z drugiej strony, w ich wersji Koralinę będzie grała nominowana do Tony Jayne Houdyshell, która nie wygląda na 9 lat, a David Greenspan zagra Inną Mathę (ale nie Mathę) i naprawdę, brzmi to dziwnie i cudownie, i nie mogę się doczekać. (Słyszałem piosenki, ale w wersji Stephena we wszystkich rolach i akompaniującego sobie na, jak mi się zdaje, pianinie-zabawce.)

I nie mam nic przeciwko. Książka to książka. Lubię oglądać jak ludzie grają, jak tworzą dobrą sztukę.

I na koniec, idźcie pod ten adres: http://cleverthings.livejournal.com/717.html. W Australii źle się teraz dzieje, a ten link opowie wam o tym i podpowie co możecie zrobić.

Poniedziałek, 9 lutego 2009

Teraz mamy… osiem lat?

Więc stoję w kuchni trochę jakby niepewny i wydaje mi się, że jakiś czas temu zrobiłem filiżankę herbaty. Nie czarnej, raczej taki rodzaj dołóżkowo-rumiankowego czegoś. Wyraźnie pamiętam robienie tego. Dreptam niepewnie sprawdzając wszystkie miejsca, gdzie filiżanka herbaty mogłaby chcieć mi sprawić miłą niespodziankę, zaczynając od Przy Czajniku i Na Stole Kuchennym, potem — nieco bardziej nerwowy — sprawdziłem Takie Wyspowate Coś Stojącego Na środku Stołu Do Stawiania Na Tym Rzeczy, a nawet, bez nadziei na powodzenie, Lodówkę.

W tym właśnie miejscu zacząłem się zastanawiać czy rzeczywiście zrobiłem rzeczoną herbatę czy tylko wyobraziłem to sobie, i jakie jest prawdopodobieństwo kradzieży w wykonaniu gnomów jeśli ją jednak zaparzyłem.
Potem przypomniałem sobie, że dziś były ósme urodziny bloga. (Tu jest pierwszy prawdziwy post. Ma numer dwa, bo pierwszy był wpisem testowym.) Pomyślałem Lepiej pójdę i napiszę coś o tym, i poszedłem z powrotem do sofy, którą zamieszkiwałem przez większość dwóch dni i tam, obok miejsca, gdzie siedziałem, zapomniana i niewypita prawdopodobnie od godziny, była filiżanka bardzo zimnej herbaty rumiankowej.
I pomyślałem, że osiem lat temu (kiedy opisywałem powstawanie Amerykańskich bogów, nerwowo i ostrożnie zanurzając palce u nóg w otchłani blogowania) czy wyobraziłbym sobie przyszłość, w której, zamiast zapisywać proces powstawania nowej książki, będę pisał o niezbyt interesujących zaginionych filiżankach rumiankowej herbaty?

I pomyślałem: tak. Brzmi nieźle. Wszystkiego najlepszego, blogu.

(Spodziewałem się, że by uszanować urodzinowy miesiąc, Wyrocznia jest teraz mną w turbanie — i faktycznie jest: http://www.neilgaiman.com/oracle/)

Ten post czytaliście dzięki filiżance herbaty rumiankowej.

Sobota, 7 lutego 2009

Od człowieka na kanapie

Dwa drobiazgi:

Po pierwsze, od jakiegoś czasu chciałem napisać, że jeśli jesteście w USA (albo udało się wam jakoś wmówić komputerowi, że jesteście w USA), możecie legalnie (http://www.amctv.com/originals/the-prisoner-1960s-series/) obejrzeć cały serial Patricka MCGoohana The Prisoner, który był dla mnie ważną częścią dorastania. Uważam, że to świetnie, że go wrzucili do internetu. Jako nastolatek, jeszcze przed erą video, zebrałem wszystkie trzy odcinki The Prisoner, tylko żeby spróbować wrócić do Wioski, i nie mogłem się nimi nacieszyć. Obejrzałem je też na Channel 4 w połowie lat 80, i były równie dobre, i równie dziwne jak je zapamiętałem.

A po drugie, panna Maddy udziela wywiady Wspaniałej Lorraine na blogu Lorraine. Cóż, mnie rozweselił. http://lorraineamalena.blogspot.com/2009/02/interview-with-maddy-gaiman.html

Historia do tego momentu…

Można chyba powiedzieć, że spędzam dzień odzyskując siły — śpiąc i podrzemując, i spacerując i tak naprawdę nie robiąc niczego w nadmiarze. Jest cudnie. Może jutro będę miał znów działającą głowę. Nie dziś.

A więc, jeśli śledzicie ten blog, wiecie, że Koralina weszła na ekrany wczoraj. (Oto lista opinii krytyków z Metacritic. Jest 80%. Niewiarygodnie dużo.) Szacunki ze sprzedaży biletów dają nam 5-6 miejsce podczas tego weekendu. Nieźle to wygląda, wylądujemy na solidnej trzeciej pozycji, a to oznacza znacznie więcej widzów, niż ktokolwiek zakładał.

A to dobrze dla Koraliny, dla Laiki, i dobrze dla świata animacji w Portland, i dobrze dla Henry’ego, i łgałbym mówiąc, że nie dobrze i dla mnie.

Nie doszłoby do tego, gdyby Henry Selick i jego niesamowity zespół filmowców i animatorów nie byli cudotwórcami. Ma to też związek ze świetnymi recenzjami pojawiającymi się przez ostatnie kilka dni. Wiele zawdzięczamy też dużej telewizyjnej akcji reklamowej Focus Films. Ale do tego, lubię myśleć, że duża cześć tych wydarzeń ma związek z pracą Weiden+ Kennedy przez ostatnie kilka miesięcy. Rzeczy takie jak Koumpounophobia Trailer, albo Straszny Trailer, albo miejsca dla bloggerów, albo klucze — to wszystko jest ich pomysłu, a jeśli rodzice byli zachęcani do pójścia do kina, albo zapewniani, że to nie jest jakiś tam film dla dzieci — to głownie ich robota.

Oto post w blogu Weiden+Kennedy na temat tego, co zrobili, który zabiera czytelnika za kulisy i składa podziękowania wszystkim, którzy mieli udział w projekcie http://blog.wk.com/2009/02/shes-heeeeere.html. I ja też im chcę podziękować.

(A tak przy okazji, zanim porzucimy temat krytyków filmowych, niech zostanie zaprotokołowane, że pozytywny oddzwięk ze strony panów Hilla i Wheatona jest jeszcze fajniejsze niż możecie sobie wyobrazić. A pewnie wyobrażacie sobie, że to niesamowicie fajowskie.)

Mówię serio: kiedy robią Ci zdjęcie, nie gadaj!!! Zrobili Ci śmieszne fotki podczas premiery Koraliny! Powiedz pannie Maddy, że wygląda bosko w zielonym!

Problem w tym, że aparaty błyskają przez większość czasu. To nie jeden facet robi zdjęcia: ludzi z aparatami jest na kopy. I czasem wiadomo, że robią ci zdjęcie, więc zamykasz gębę i uśmiechasz się (albo nie uśmiechasz się), ale często nie wiesz o tym, i czasem jesteś w środku rozmowy kiedy widzisz błysk i najczęściej w takich przypadkach, jeśli jesteś mną, mówisz dalej.

Sory za mój wygląd. Niech wam to wynagrodzę: tu jest artykuł, głównie o mnie i Toronto, któwy wklejam tu jedynie dlatego, że podoba mi się zdjęcie tam. Generalnie, nie podobają mi się zdjęcia ze mną. Ale to tak. I popatrzcie, nic na nim nie mówię. http://www.thestar.com/Entertainment/article/583129

A sukienka Maddy była faktycznie śliczna. Jak ona sama, rzecz jasna.

Cześć Neil,

chciałem tylko spytać, czy miałeś okazję widzieć wydanie niemieckie Twojej jedwabiście niesamowitej Graveyard Book?

Ja widziałem ją wczoraj w lokalnej księgarni — książka jest w metalowym pudełku — bardzo ładne! 🙂

http://www.flickr.com/photos/lichtkrieger/3250827591/

Inshallah

Michael

Ale piękne. Wiedziałem, że robią takie wydanie, ale go dotąd nie widziałem.
Ładny kawałek NPR o Sandmanie.
Konkurs Koralinowego Haiku, nagrody to bilety na premierę.
A to od mojego przyjaciela Johna Lorentza, świetne podsumowanie wieści z Portland, włącznie z premierą i odrobiną telewizji:
Neil,

Ze strony w Oregonie:

http://blog.oregonlive.com/madaboutmovies/2009/02/the_sights_and_sounds_of_coral.html

KGW (kanał NBC):

http://www.kgw.com/news-local/stories/kgw_020509_coraline_world_premiere_portland.20d6c0cc.html

KOIN (kanał CBS):

http://www.koinlocal6.com/content/mediacenter/default.aspx?videoId=9755@koin.dayport.com&navCatId=345

KATU (kanał ABC):

http://www.katu.com/news/39189657.html

KPTV (kanał Foxa):

http://www.kptv.com/entertainment/18656076/detail.html

Dziwnie było słyszeć wczoraj od czasu do czasu Twój głos w różnych lokalnych stacjach telewizyjnych i radiowych. A niektórzy dziennikarze wykorzystywali Twitterings (krótkie recenzje) w swoich artykułach.


Mam nadzieję, że Ty i Maddy dobrze się wczoraj bawiliście.

John

O tak, a teraz cieszymy się, że jesteśmy w domu.

Piątek, 6 lutego 2009

A przynajmniej to, co uważamy za normalność

Jestem w domu! (Maddy też. Właśnie radośnie ogląda w internecie zdjęcia z premiery i imprezy po niej)

Mój pies jest bardzo zadowolony z mojego powrotu do domu. Jestem tak zmęczony. To było długie, wspaniałe kilka tygodni, ale jestem zadowolony, że to już za mną i wszystko wróciło do normalności.

Stojąc przed wyborem między a) pisaniem bloga i b) wstawieniem linka do bloga Kitty z zeszłego wieczoru (http://kittysneverwear.blogspot.com/) i pójściem do łóżka — wybieram to drugie.

Jest mnóstwo nowych, fajnych rzeczy na Coraline.com (napisz swoje imię (z) myszami,
zrób kwiatki, no i oczywiście można też przyszyć sobie guziki na oczy), a recenzje Koraliny są cudowne — nadal 88% na Rotten Tomatoes, a minirecenzje znajdziecie na http://search.twitter.com/search?q=coralinereview.

branoc

Czwartek, 5 lutego 2009

Co zrobił Henry

Recenzje filmu wciąż napływają, a przytłaczająca większość autorów kupuje go (88% w momencie, kiedy to piszę). Kupują film, kupują robotę Henry’ego, kupują powód, dla którego to zrobił. Ale Recenzja Koraliny pióra A.O. Scotta w The New York Timesie szczególnie mnie ucieszyła. Zaczyna się

W „Koralinie” jest wiele scen i obrazów, które prawdopodobnie przestraszą dzieci. To nie ostrzeżenie, a raczej rekomendacja, ponieważ celebrowanie strachu może być jedną z wielkich przyjemności, którą czerpie młodzież z chodzenia do kina. Film wywołujący lekki niepokój lub dreszczyk strachu może być odświeżający dla wrażliwości stępionej przez zdrową, odprężającą, zatwierdzoną przez szkołę rozrywkę, o ile nie posuwa się za daleko jeśli chodzi o przemoc lub natężenie strachu.

a dalej

Jego strona wizualna i atmosfera często mogą przypominać dorosłym oniryczne wizje Tima Burtona (z którym Selick pracował nad „Miasteczkiem Halloween”), Gillermo del Toro i Davida Lyncha. Podobnie jak ich, Selicka interesuje dzieciństwo nie jako stan przesłodzonej, pasywnej niewinności, lecz bardziej jako okres wrażliwości i buzującej energii, w którym świadomość jest areną cudownych, czasem nie do zniesienia dramatów.

Emocją przewodnią, na początku, jest samotność. Mądra, odważna dziewczynka o imieniu Koralina Jones i głosie Dakoty Fanning, właśnie przeprowadziła się z Michigan do mieszkania W dużym, różowym domu w stylu wiktoriańskim gdzieś w Oregonie. Jest w wieku, kiedy zaczyna sobie uświadamiać brak braki u swoich rodziców, a jej zestresowani, egocentryczni mama i tata (Teri Hatcher i John Hodgman) piszący o uprawie roślin, prawie nie odrywają wzroku od ekranów swoich komputerów kiedy Koralina jest w pokoju. Tak więc, jak wiele innych bohaterek książek dla dzieci, dziewczynka wyrusza na eksplorację ciekawego otoczenia, przeplatając elementy zwykłej codzienności kolorowymi nićmi wyobraźni.

i

Jak najlepsi pisarze fantasy, Gaiman nie przeprowadza jasno określonej granicy pomiędzy tym co rzeczywiste a tym, co magiczne, pozwalając tym dwóm królestwom na nakładanie się i wpływanie na siebie. Ze swojej strony, Selick jest tak nieopanowanie pomysłowy i tak przenikliwy psychologicznie, że nawet nudny domowy świat Koraliny jest doprawiony szczyptą czaru.

W biegu

Nie wiem, czy/kiedy jakieś rekwizyty lub laleczki z Koraliny mogą pojawić się w sprzedaży, więc pomyślałem, że wspomnę tu o tej aukcji dla fundacji Starlight. Można tam kupić myszki, oryginalna Koralina i nie tylko.

Recenzje Koraliny zaczynają się pojawiać w Rotten Tomatoes (84% świeżych). Byłem niesamowicie podekscytowany widząc, że dostaliśmy A od Entertainment Weekly, ale ta recenzja Koraliny: http://www.reviewexpress.com/review.php?rv=796 jest jak dotąd moją ulubioną. Kiedy byłem dzieckiem, taka recenzja mogłaby mnie skłonić nawet do zrobienia podkopu i ucieczki z mojego pokoju do kina.

A oto ten kawałek z Colbert Report. Mam nadzieję, że da się odtworzyć poza USA.
Muszę zwolnić komputer. Ktoś tu potrzebuje sprawdzić swojego Facebooka.

Lepiej być nie może

Spędziłem dzień na przelotach z Montrealu do Portland przez Chicago: teraz jestem w Portland, gotów na dzień jutrzejszy, poświęcony na kontakty z mediami i premierę Koraliny wieczorem. Jestem w hotelu z Maddy, która przyjechała z Minneapolis i która zamiast obiadu zjadła dziś wda różne desery.

Niech to będzie na piśmie: całkiem możliwe, że lepiej już być nie może – siedzenie w hotelu z córką wieczorem przed premierą własnego filmu i oglądanie zgorzkniałego Stephena Colberta w Colbert Report, kpiącego z mojej książki, która zdobyła Newberry (jak żadna jego).